Czarna legenda Mikołaja II niemodlińskiego
27 czerwca 1497 roku na nyskim rynku ścięto Mikołaja II, księcia niemodlińskiego i opolskiego, młodszego brata księcia Hanusza II Dobrego. Mikołaj II został skazany na śmierć przez ścięcie mieczem za napaść i zranienie sztyletem starosty śląskiego Kazimierza II i “pomazańca bożego”, biskupa Jana IV. Krótki proces przed ławą miejską toczył się pod dyktando oskarżających: księcia Kazimierza II cieszyńskiego, biskupa wrocławskiego Jana IV Roth’a i podążającego za nimi księcia ziębickiego Henryka I Starszego z Podiebradów. Opis wypadków, które doprowadziły do śmierci jednego z ostatnich Piastów opolskich jest zagmatwany i niejasny oraz, o czym należy pamiętać, został sporządzony przez kronikarzy wrogich księciu.
W historiografii wykształcił się silnie fałszywy obraz księcia Mikołaja (1). Na podstawie zapisu, iż nie posługiwał się w czasie procesu używanym przez ławników sądowych językiem niemieckim, procesu, który przecież miał zadecydować o jego życiu lub śmierci, dziewiętnastowieczna historiografia pruska uznała, że nie znał tego języka. Tezę tę skwapliwie podchwyciła później historiografia polska czasów PRL (2).
Na podstawie zapisów kronikarzy z otoczenia biskupa, opisujących księcia jako niezrównoważonego psychicznie, awanturnika, gnębiciela poddanych i rozpustnika, dokładnie w ten sposób opisała go historiografia niemiecka. W efekcie powstała niemiecka czarna legenda Mikołaja II, przekształcona później w polską: krzewiciela polskości, ostoi języka polskiego, lub, jak napisano na nyskiej tablicy upamiętniającej księcia: “(…) obrońcy polskości Śląska, który oddał życie w walce z naporem niemieckim (…)”.
Jaki naprawdę był Mikołaj II?
Na pewno znał język niemiecki. Jak całe rodzeństwo, wczesne dzieciństwo spędził w komnatach swojej matki, Magdaleny, córki księcia Ludwika II brzeskiego, na dworze którego posługiwano się wyłącznie językiem niemieckim. Tylko dlatego prawdopodobna jest teza, że nie tylko znał niemiecki, ale był to jego pierwszy język, język jego dzieciństwa. Przypuszczenie to wzmacnia do pewności informacja, że feralny zjazd w Nysie zaczął się od bezpośredniej, personalnej kłótni księcia z biskupem Roth’em. Ten ostatni, oprócz języków klasycznych: greki i łaciny, posługiwał się wyłącznie niemieckim. Jest jeszcze spora liczba dokumentów wystawionych przez Hanusza i Mikołaja w języku niemieckim, całkiem pokaźna korespondencja z książętami dolnośląskimi i biskupami wrocławskimi w tym języku, tudzież wiemy, że obaj osobiście aktywnie uczestniczyli w zjeździe książąt Rzeszy w Norymberdze w 1487 r.
Skąd zatem jego niechęć do posługiwania się językiem niemieckim w czasie trwania rozprawy?
Obowiązujące wówczas na terenach górnośląskich prawo nakazywało, aby rozprawa toczyła się w języku zrozumiałym dla oskarżonego, lub zapewnienie mu tłumacza tak, aby mógł w pełni rozumieć przewód sądowy. Prawo to, jako obowiązujące “od zawsze”, powtórzył później Hanusz II w swoim Wielkim Przywileju, a nieco później zostało również skodyfikowane w “Zrzizenii Zemskym”, gdzie również znajdujemy informację, że wszystkie prawa w nim zawarte, są prawami tradycyjnymi, obowiązującymi od wieków. Wiadomo też, że wiarygodnym tłumaczem mogła być tylko osoba nie odbiegająca znacznie swoim statusem od stron przewodu sądowego. Zatem nie mógł to być np. mieszczanin nyski, czy nawet pierwszy lepszy szlachcic. Sprowadzenie tłumacza odpowiedniej rangi – np. z terenu księstwa raciborskiego – wymagało czasu, z pewnością nawet kilku dni. To mogło uratować księcia, mógł liczyć na zbrojną interwencję brata, księcia Hanusza II.
Jak wiemy, oskarżyciele nie bardzo przejmowali się obowiązującym prawem. Mimo tego formalnego braku rozprawa została przeprowadzona, mimo, że w świetle ówczesnego prawa była nielegalna także z innego powodu. Osoby rodu książęcego podlegały tylko i wyłącznie sądowi królewskiemu. Oskarżyciele dążyli do natychmiastowego osądzenia, skazania i wykonania wyroku w obawie przed interwencją Hanusza II, już wówczas jednego z najbogatszych, a zatem i najpotężniejszych książąt śląskich. Nie obawiali się ewentualnej późniejszej kary królewskiej. Królem Korony Czeskiej był wówczas chyba najgorszy w jej historii król: Władysław II Jagiellończyk, znany ze swojej powolności i słabego charakteru. Nawet przez swoich dworzan nazywany “królem dobrze” (dosłownie: ” rex bene”), od słowa, którym akceptował każdą sugestię swoich zauszników, a do nich zaliczał się Kazimierz II cieszyński.
Zatem bzdura o posługiwaniu się przez Mikołaja II wyłącznie “językiem polskim” upada bezdyskusyjnie. Wynikła z pobieżnego zinterpretowania jednej notatki w biskupich kronikach, wzmocniona później przez polskich historyków. Jeśli ta informacja była nieprawdziwa, to może pozostałe fragmenty czarnej legendy Mikołaja II też są nieprawdziwe? – Powstała ona, jak wspomniałem wcześniej, na podstawie zapisów w biskupich kronikach. Zapisów, które z pewnością miały usprawiedliwiać lub co najmniej łagodzić drastyczne złamanie prawa, przez osądzenie księcia przed sądem miejskim. Spróbujmy ocenić sylwetkę księcia na podstawie nielicznych innych informacji o nim.
Wiemy z używanej tytulatury, że Mikołaj II i Hanusz II byli niedzielnymi władcami księstwa opolskiego. Niedzielnymi – nie od niedzieli, ale od “nie dzielenia księstwa”. Jednocześnie Mikołaj był samodzielnym księciem niemodlińskim i nie ingerował we władztwo starszego brata w księstwie opolskim. Nie ma najmniejszego śladu sporu pomiędzy nimi o władzę w księstwie opolskim. Z pewnością – i wskazują na to liczne dokumenty – Hanusz, jako starszy z braci, przejął faktyczną władzę, pozostawiając młodszemu bratu jedynie tytulaturę. Musiało to popsuć – i popsuło – stosunki między nimi. Jednak nigdy Mikołaj nie wystąpił przeciwko bratu, nie “awanturował się” o swoje. Co więcej, wszystko wskazuje, że ten ufał mu, także we własnych, opolskich sprawach. Zjazd górnośląskich książąt w Nysie został zwołany przez Kazimierza II. Waga podejmowanych tam spraw – kwestia zatwierdzenia przez króla tradycyjnych przywilejów książąt śląskich – obligowała wszystkich ich do obecności. Pamiętajmy, że przywileje te były różne, wywodziły się od osobnych umów lennych książąt śląskich z Janem Luksemburskim. Wiemy o konflikcie, jak się potem okazało – śmiertelnym konflikcie – pomiędzy książętami opolskimi i cieszyńskimi. Hanusz musiał podejrzewać zastawioną na niego pułapkę przez groźnego rywala. Udzielił więc swojemu bratu pełnomocnictw do reprezentowania jego interesów. Nie dałby takowych osobie niezrównoważonej psychicznie. Musiał być przekonany o rozsądnym, rzetelnym i rozumnym ich wykonaniu przez młodszego brata. Rzuca się również w oczy brak na zjeździe Mikołaja III raciborskiego, z dynastii śląskich Przemyślidów. To tylko wzmacnia podejrzenie, iż dla książąt oczywistym był możliwy na nich zamach. Pamiętamy o zapiekłej nienawiści pomiędzy Piastami cieszyńskimi a śląskimi Przemyślidami. Nienawiści, która ciągnęła się już od trzech pokoleń (3). Jednocześnie ktoś musiał pilnować interesów księcia raciborskiego. Nie mógł to być skonfliktowany z nim biskup Roth, ani tym bardziej Kazimierz II czy konkurujący z Mikołajem III o władzę nad górnośląskimi posiadłościami po Janie Korwinie Henryk I ziębicki. Plenipotencje takie mógł posiadać jedynie nasz bohater, a to świadczy, że nie tylko brat ufał w jego rzetelność. Mikołaj II również musiał zdawać sobie sprawę z niebezpieczeństwa udziału w zjeździe. Bezpośrednio przed wyjazdem uporządkował swoje sprawy finansowe – a należał do osób bardzo majętnych. Na biurku, w sypialni swojego zamku zostawił aktualny wykaz swoich dłużników, o którym poinformował Hanusza Dobrego – wykonawcę ostatniej woli – w testamencie sporządzonym tuż przed śmiercią.
Opolscy władcy dbali, dobrze dbali, o swoich poddanych. W odróżnieniu od większości im współczesnych – dbali o wszystkich, w tym także o poddanych pańszczyźnianych. Odbiciem tego jest późniejszy Przywilej Hanuszowy i jego skodeksowana forma: “Zrzizeni Zemskie”, będące wzorem dla wszystkich księstw Rzeszy. Mamy podstawy zatem, aby twierdzić, że opis księcia Mikołaja w notatce kronikarza biskupiego jest całkowicie nieprawdziwy i sporządzony został jedynie w celu ułatwienia wypowiedzenia “bene” przez króla. Mikołaj nie tylko z pewnością mówił w języku niemieckim, ale na pewno był osobą odpowiedzialną, godną zaufania, rozsądną.
Opis procesu, wykonania kary i sam pogrzeb księcia też jest raczej teatralnym, wymyślonym opisem, a nie rzetelną relacją z faktycznych wydarzeń.
Wyjątkowo interesującym dokumentem jest sam testament Mikołaja. Z jednej strony formalna, wręcz kanoniczna postać testamentu świadczy o solidnym wykształceniu księcia, z drugiej zdumiewa jego bogactwo. Stosunkowo niewielkie księstwo niemodlińskie nie mogło być źródłem ogromnego majątku młodego przecież księcia i wskazuje raczej na kilku pokoleniową już kumulację bogactw rodu, do której najznaczniejszy wkład niewątpliwie wniósł stryj książąt opolskich, Bolko V Husyta. Bardzo ciekawy, całkowicie pomijany w badaniach wątek testamentu znajdujemy w części poświęconej dyspozycjom majątkowym. Na dwóch pierwszych miejscach, przed osobistym księdzem księcia, członkami rodziny, służbą, występują cytuję “memu Franczowi” i “mogi Agnesscze”. Mojemu Frankowi. Mojej Agnieszce… I szokująco wysokie zapisy. “Mój Francz” otrzymał w sumie gigantyczną kwotę ponad 2500 złotych węgierskich (plus wieś) – kwotę, na której część wielu ówczesnych książąt nie mogło sobie pozwolić. “Moja Agnieszka” m. in. książęcy płaszcz ze złotogłowiu oraz biżuterię. Polscy badacze nie zastanawiając się ani nad wartością działów, kolejnością obdarowanych, ani nad emocjonalnym przymiotnikiem “moi”, uznali, że chodzi o osobistą służbę księcia. Ci jednak wymienieni są osobno, później. Także sama obecność kobiety – służącej na męskim zamku księcia jest absolutnie niewiarygodna. Wszystkie te wątpliwości upadają, gdy przyjmiemy, że Francz i Agnieszka byli nieślubnymi dziećmi księcia (“rozpustnym” był człowiek mający dzieci pozamałżeńskie, może zatem przynajmniej to jedno stwierdzenie w notatkach biskupich było prawdziwe?), a zapis próbą zapewnienia im dostatniej przyszłości.
Z innej części testamentu wynika, że książę zdawał sobie sprawę z jakiejś wady Hanusza II, uniemożliwiającej mu mieć potomstwo. Pisze o nim “ostatni książę”… Nieślubne dzieci nie były na Śląsku czymś wstydliwym. Wystarczy wspomnieć np. Przemyślidów śląskich wywodzących się od takiego dziecka, książąt ziębickich, czy nieco później cieszyńskich. Zalegalizować (książęce) dzieci można jednak było jedynie na wniosek ojca. Być może był to dodatkowy motyw dla Kazimierza cieszyńskiego do dążenia do zamordowania Mikołaja. Wielokrotnie pokazał, że potrafił planować na wiele lat naprzód, a brak legalnego potomka dynastów opolskich dawał mu możliwość ubiegania się w przyszłości o schedę po nich – o co zresztą się później starał, mimo wrogości obu rodów.
Samo zajście, które doprowadziło do procesu, znamy dobrze, ale jedynie z zapisów – jak wykazaliśmy – absolutnie niewiarygodnych. Trudno zatem wskazać co mogło je spowodować. Wiadomo jedynie, że po wstępnej kłótni z biskupem, tudzież po sporze z Kazimierzem cieszyńskim, Mikołaj rzucił się do walki z nimi dysponując jedynie sztyletem. Mimo licznej służy jednego i drugiego zranił obu, po czym salwował się ucieczką do kościoła św. Jakuba. Teren kościelny zapewniał azyl, jednak mimo tego służba księcia cieszyńskiego i biskupa wtargnęła zbrojnie do kościoła, gdzie księcia mógł bronić jedynie jego dworzanin Stosch (Stoś). Został pojmany, osądzony. W trakcie rozprawy, zdając sobie sprawę z jej farsowości, nie wyrzekł ani jednego słowa na swoją obronę. Został skazany na karę śmierci przez ścięcie, a karę wykonano natychmiast. Zbierającego wojska Hanusza II powstrzymała przed krwawą zemstą osobista mediacja króla, a wieki później pruscy i polscy historycy dorobili księciu czarną legendę.
Inne osoby tego dramatu to również nietuzinkowe postacie tej epoki. Jan Roth był synem szewca. Musiał być niepospolicie utalentowany, ponieważ mimo braku odpowiedniego pochodzenia, w trudnych, husyckich czasach doszedł do godności biskupiej. Mimo, że był osobą z zewnątrz (pochodził z Bawarii), był współautorem układu zawartego w 1504 r pomiędzy kapitułą wrocławską a śląskimi stanami i miastem Wrocław, w którym m. in. prawo do najwyższych beneficjów kościelnych, w tym do sukcesji w diecezji wrocławskiej, zastrzeżono dla kandydatów pochodzących wyłącznie ze Śląska, Czech, Moraw lub Łużyc. Wrogi wobec Opolczyków – wciąż świeże i nie rozstrzygnięte były zatargi między Kościołem Katolickim a spadkobiercami Bolka Husyty.
Kazimierz II cieszyński z kolei był wybitnym politykiem, umiejętnie lawirującym pomiędzy Matyasem Korwinem, a czeskimi Jagiellonami. Zasłynął jako bezwzględny poborca podatkowy Korony, czym zasłużył sobie na nienawiść licznej szlachty i wielu książąt śląskich. Zręcznie przeszedł od popierania Korwina do roli zausznika Króla Dobrze. Nie udało mu się jedynie zrealizować najważniejszego celu w życiu: przejęcia księstw po Piastach opolskich i Przemyślidach raciborskich.
- We wszystkich dokumentach Mikołai II niemodliński podpisywał się”Mikulass” – wg współczesnego polskiego zapisu: Mikulasz, a nie polskie Mikołaj. Mikołaj jest dopuszczalnym tłumaczeniem imienia księcia. Absolutnie niedopuszczalne jest natomiast tłumaczenie imienia jego starszego brata Hanusza na “Jan”. To inne imiona!
- Do polskiej polityki historycznej tezę o nieznajomości języka niemieckiego, tudzież o posługiwaniu się wyłącznie językiem polskim przez ostatnich opolskich Piastów wprowadził Z. Boras (Polskość ostatnich Piastów opolskich, 1956 r.) – interpretując na własny sposób opinię historyków pruskich, a wzmocnił ją S. Rospond (Tysiącletnia ostoja polszczyzny śląskiej, 1966 r). Bzdurę tą powtórzył np. w swoim monumentalnym dziele K. Jasiński (Rodowód Piastów śląskich, 2007 r) dodatkowo fałszując (!) wypowiedź Hanusza II Dobrego.
- W 1406 r Jan II Żelazny, książę raciborski, zlecił Marcinowi Krzonowi zabójstwo syna księcia cieszyńskiego Przemysława I Noszaka. Wracający z Gliwic do Cieszyna Przemysław II został przez Krzona zamordowany w okolicach Rybnika. Formalny pokój między dynastiami został zawarty 7. 11. 1407 r. w Żorach, jednak nienawiść między obu rodami pozostała, jej efektem m. in. było późniejsze sprzedanie przez Piastów cieszyńskich księstw oświęcimskiego, zatorskiego i siewierskiego polskim panom i finalne oderwanie tych ziem od Śląska.
- Grafika przedstawia pierwszą stronę testamentu Mikołaja II. Jak widać, nawet w obliczu śmierci posługiwał się on dialektem opolskim – a nie mitycznym w jego kontekście językiem polskim.
Jan Lubos (ur. 1957) – z wykształcenia fizyk. Nauczyciel, górnik, przedsiębiorca, handlowiec. Rybniczanin, Ślązak z urodzenia i umiłowania. Członek RAŚ i SONŚ.
Jego pasją są Śląsk i kraje Dalekiego Wschodu, historia i kultura tych krain. Autor licznych felietonów historycznych, prowadzi również blog o tematyce polityczno – historycznej na portalu rybnik.com.pl