Bartodziej & Soika: Widmo wojny
W czasach powojennych na apelach szkolnych i pochodach pierwszomajowych musieliśmy śpiewać Międzynarodówkę. Ta rewolucyjna pieśń powstała podczas Komuny Paryskiej, a w latach 1922-1944 była hymnem Rosji radzieckiej. Jej refren brzmi: /Bój to będzie ostatni/ Krwawy skończy się trud/ Gdy związek nasz bratni/ Ogarnie ludzki ród/. Po ponad 70. latach spokoju, przeżywamy na Ukrainie koszmarną wojnę historycznych narodów wschodniosłowiańskich. Bratni naród rosyjski podjął krwawy bój z bratnim narodem ukraińskim, aby zrealizować swoją wizję świata. Bracia Białorusini jeszcze nie umierają za Rosję, ale udostępnili jej swoje terytorium na potrzeby ogarniania, w najgorszym tego słowa znaczeniu, narodu ukraińskiego. Marksowe widmo komunizmu przekształciło się w wielkorosyjskie widmo wojny, które krąży nie tylko nad Europą. Ideologiczna abstrakcja pierwotnego komunizmu, w którym celem ludzi miało być zbiorowe zdobywanie pożywienia, przekształciła się w groźną rzeczywistość. Putin na terenie Ukrainy pozwolił swojej armii na mordowanie ludności cywilnej, na gwałty i na powszechny szaber. Najdramatyczniejszymi ofiarami jego agresji są dzieci i kobiety, czego nie da się ani pojąć, ani wybaczyć.
Obusieczne sankcje
Upadła polityka wschodnia Unii Europejskiej. Bezpieczeństwo gospodarcze, a zwłaszcza energetyczne Europejczyków zostało zagrożone. Przerwane zostały powiązania gospodarcze, kooperacja i dostawy surowców. Sankcje różnego rodzaju nałożone na agresora są w wielu wymiarach obusieczne. Każdy Europejczyk, także każdy Polak, zapłaci wysokie koszty wojny w Ukrainie. Osoby o mniejszych dochodach odczuwają już ograniczenia swoich wydatków, jednak daleko nam jeszcze do prawdziwej biedy. Taką biedę odczuwają Ukraińcy, gdzie giną ludzie, gdzie może brakować wody i żywności, gdzie odczuwa się zimno, strach i rozpacz. Niewiele osób żyjących w Polsce pamięta jeszcze wojenną biedę. Kolorowe obrazki zalewające codziennie europejskie media nie są w stanie przekazać całego wymiaru wojny, życia w strachu o swoje życie i życie bliskich czy nędzy dzieci wojny, bawiących się na zgliszczach swoich domów. Po dwóch miesiącach przyzwyczailiśmy się do wojny i do uchodźców szukających schronienia w naszej okolicy. Odczuwamy wdzięczność wobec ludzi, którzy im pomagają. Dobrze, że są, że czynią dobro. Boimy się dalszej eskalacji wojny i przeniesienia jej do Polski. Nie wierzymy opowieściom licznych „generałów” w rządowej telewizji o świętym artykule 5 Traktatu NATO i obronie każdego centymetra kwadratowego wspólnego terytorium. Boimy się, że zanim Amerykanie przyjdą nam z pomocą, bo na ciągle obrażanych europejskich sojuszników nie możemy w pełni liczyć, Putin zrobi z nami to, co uczynił z Ukrainą. Żywimy jedynie nadzieję, że tam nasyci się wojenną obrzydliwością do tego stopnia, że spełni się sentencja zawarta w wierszu „O czasie” Johna Miltona – „Gdy bowiem wszystko co złe, zniknie w twoim łonie, żarłoczność twa w końcu i ciebie pochłonie”.
Prymitywna propaganda
Mimo wojny w Ukrainie, nadal trwa polityczna wojna między Polakami. Mamy wrażenie, że jest ona częścią wielkiego starcia dwóch cywilizacji; tej zachodniej opartej o prawo i tej wschodniej opartej o siłę. We wszelkich mediach zamiast prawdziwej informacji, mamy wiele elementów prymitywnej propagandy wojennej. Oczywiście nasze narodowe media podają wyłącznie naszą rządową prawdę, którą już dawno jej zarządca, Kurski tak określił: „(…) to lipa, ale jedziemy w to, bo ciemny lud to kupi”. Kurski nie doszacował stanu umysłów nadwiślańskiego ludu. To, że ciemny lud jest jeszcze ciemniejszy niż on diagnozował, wiedzą m. in. prezes Kaczyński, premier Morawiecki, prezes Glapiński i człowiek od prawd wymyślonych, Macierewicz. Prawdę Macierewicza o zamachu smoleńskim podziela abp. Jędraszewski. Zatem nie dziwimy się liczbom podanym przez rządowe Info, że 48 procent naszego narodu wierzy w zamach, a 33 procent nie. Ci drudzy, do których i my się zaliczamy, są zdaniem rządzącej partii manipulowani przez media, w domyśle – TVN. Narodowe media podają wyłącznie słuszną prawdę. I tak, mamy najlepszą gospodarkę w Europie, a dwucyfrowej inflacji nie jest winien Morawiecki i Glapiński, a Putin i zła UE, która nie chce nam dawać pieniędzy. Wina Tuska za całokształt jest oczywistą oczywistością, a jego polityka była i jest oczywiście prorosyjska. Tak w ogóle nie jest on nam potrzebny, bo mamy genialnych przywódców, którzy we współpracy z Amerykanami, zapewnią nam bezpieczną przyszłość. Wojna w Ukrainie wykazała najwyższą jakość polskiej polityki i dała prawo do pouczania Niemców, Francuzów i Unii Europejskiej jako agentury niemieckiej. Wystarczy skorzystać z tych nauk i już będzie dobrze. W Niemczech i Chinach nadal trwa pandemia koronawirusa. W Polsce koronawirus, tak jak wcześniej problem LGBT, znikł z przestrzeni publicznej. Jesienią zobaczymy co dalej, a na razie przyjęliśmy do wiadomości, że ludzie umierają i nadal będą umierać. Na szczęście nie wszyscy na raz.
Tacy sami
Logika propagandy w czasach wojny nie pozwala na dyskutowanie, co będzie jeśli nie zrealizuje się pożądany przez nas wariant przebiegu zdarzeń. Nie będziemy zatem rozważać przyszłości obecnie nieprzewidywalnej. Zastanawiamy się jednak nad tym, jak ogrzejemy nasze domy, gdy nie będzie dostaw taniego gazu? Czy wystarczy nam pieniędzy na niezbędne wydatki? Czy uzyskamy pomoc medyczną, która może decydować o naszym życiu? Ile będziemy płacić za paliwo do samochodów? Czy zdołamy utrzymać zaopatrzenie w niezbędne towary w sklepach? Czy utrzymamy w Polsce porządek i bezpieczeństwo? Tymczasem, zamiast poważnej, rzeczowej dyskusji o naszych problemach, mamy w rządowej telewizji nieustający jazgot polityczny, bezsensowny i bezskuteczny. O wszystkim i tak decyduje Wódz na Nowogrodzkiej. Dlatego też mamy fundamentalną wątpliwość, jak przetrwa coraz trudniejsze czasy naród tak głęboko podzielony? Jakby tego, co się wokół nas dzieje było mało, polityczni Janusze nieustannie ożywiają resentymenty antyniemieckie. Mamy na myśli ograniczenie nauki języka ojczystego mniejszości niemieckiej. Nie dziwią nas wygłupy opolskiego Janusza, dziwi nas postawa Ministra Oświaty. Przemysław Czarnek jest absolwentem i profesorem KUL, więc zna złotą regułę etyczną, która mówi – traktuj innych tak, jak ty byś chciał być traktowany. Wchodząc w zawiłości językowe Prezesa, twierdzimy że z pewnej wiedzy i intuicyjnego przeświadczenia wynika, że Alaksandr Łukaszenka skorzystał z prezentu Czarnka i Kowalskiego. Nie mamy żadnej wątpliwości, że wiedział on, iż ograniczenie nauki języka polskiego Polakom na Białorusi do jednej godziny, to totalna rusyfikacja i podłość. On czekał tylko na okazję. Polskie MSZ wydało w tej sprawie oświadczenie, z którego dowiadujemy się, że likwidacja oświaty dla mniejszości polskiej na Białorusi, to niedopuszczalne łamanie prawa międzynarodowego. Przedstawiciele Mniejszości Niemieckiej uważają podobnie i złożyli oficjalną skargę do Komisji Europejskiej, na ograniczenie przez RP nauki ich języka ojczystego. Ciekawi jesteśmy, co zrobią Janusze polskiej polityki, którzy są tacy sami jak Łukaszenka. Składanie jakiejkolwiek skargi byłoby w ich sytuacji nie na miejscu.
Gerhard Bartodziej Bernhard Soika