Bartodziej & Soika: Nadzieja na reset
Odnosimy wrażenie, że historia niebywale przyśpieszyła swój bieg, a politycy nadal nie potrafią zbudować bezpiecznego świata bez wojen. Polska graniczy z krajem ogarniętym wojną, a do tego ma również swoją autonomiczną wojnę polsko – polską. Prezes Kaczyński mówi o niej: Nad Polską mamy ciemne chmury i trudny czas, życząc nam, by ten czas się skończył. Zapomniał, że sam, w 2006 roku tę „wojnę” rozpoczął. Miało to miejsce w Stoczni Gdańskiej, gdzie Kaczyński w obelżywy sposób potraktował swoich przeciwników politycznych, mówiąc: „My jesteśmy tu gdzie wtedy, oni tam, gdzie stało ZOMO”. W bezczelny sposób przejął wartości duchowe całego pokolenia Solidarności, co zapoczątkowało silny proces polaryzacji politycznej w Polsce. Polaryzacja hamuje rozwój społeczno – polityczny państwa i czyni obywateli podatnymi na propagandę, co dało się zauważyć podczas wyborczej kampanii prezydenckiej. Polsce na pewno potrzebny jest polityczny reset, bo system który stworzył Kaczyński, niszczy zasady współżycia społecznego, staje się niedemokratyczny i trudny do akceptacji przez większość Polaków. Ernest Hemingway powiedział, że „głupio nie mieć nadziei”. Mamy ją i czekamy na demokratyczny reset.
Kamraty Putina
Kaczyński zdefiniował nam Polskę na dziesięciolecia. Zrobił to człowiek, który nie zna świata, który bajdurzy o niemieckiej okupacji Polski, człowiek który z trybuny sejmowej wrzeszczy, że Tusk zamordował mu brata. Wskaźnik nienawiści Kaczyńskiego i jego wyznawców do Tuska, bije im na dekiel. Kaczyński żeruje na tragediach, a jego „żołnierze” zachowują się jak dawna szlachta. Dbają głównie o własne dobro; sprawy państwa i obywateli schodzą na drugi plan. Im się po prostu wszystko należy (B. Szydło), a jak nie, to kradną w zgodzie z prawem. Państwo wykorzystywali nie tylko politycy, ale również ich rodziny; przykładem tego może być matka Ziobry. W kampanii wyborczej, oprócz tandetnego patriotyzmu, dało się zauważyć obsesyjną nienawiść polskiej prawicy do UE. Braun bezkarnie zdjął w Ministerstwie Przemysłu unijną flagę, wytarł w nią buty, a następnie spalił. Jego kolejny, teatralny występ musiał wzbudzić zachwyt Kremla. Zresztą kamratów Putin w Polsce ma więcej. W kampanii wyborczej zauważyliśmy, że obok Brauna także Nawrocki, Mentzen, Maciak nie krytykowali Rosji i Putina, tylko UE, Niemcy, Ukrainę, Izrael oraz rząd Tuska. Tymczasem konflikt z UE realizuje bezpośrednio interesy putinowskiej Rosji. Polska prawica najchętniej oparłaby całą polską politykę na odległej o tysiące kilometrów Ameryce. Bieżące wydarzenia polityczne pokazują, że jest to niepewne i niebezpieczne. Badania wykazały, że 66 procent Polaków źle ocenia działania USA wobec Europy, a dobrze jedynie 27 procent. Uważamy, że Polska jest jednak zbyt małym i zbyt słabym państwem, aby samodzielnie zapewnić sobie bezpieczeństwo militarne, integralność terytorialną, a także rozwój gospodarczy. Wyznawcy PiS-u są jednak przeciwnego zdania. Nie nam rozstrzygać o słuszności tego przekonania. Niech każdy oceni to sam.
Brzmi znajomo
W kampanii wyborczej nie brakowało niebezpiecznego dla Polski, śmierdzącego nacjonalizmu. Da się zrozumieć przekaz Trumpa – „uczynić Amerykę znów wielką”. Jednak powtarzanie w kółko przez naśladującego go Nawrockiego: Tu jest Polska – Po pierwsze, Polska – Po pierwsze, Polacy, brzmi zbyt znajomo i myślimy, że nie trzeba tego nikomu tłumaczyć. Obrzydliwa w odbiorze była tablica z napisem „Tylko onuca szwabsko/ruska głosuje na Tuska” obok której w Kielcach na wyborczym wiecu, popisywał się Nawrocki. Dawnym pogardliwym pojęciem ruskiej onucy objęto również Niemców, by móc atakować Tuska, a pośrednio jego partyjnego zastępcę, Trzaskowskiego. Przy okazji obrażono miliony Polaków głosujących na ich partię. To nie jedyny przykład użycia przez zwolenników Nawrockiego języka jako narzędzia walki. Pierwszą rundę obrzucania się błotem mamy za sobą. Zgodnie z przewidywaniami wygrali ją przedstawiciele polskiego duopolu politycznego uzyskując łącznie ponad 60 procent głosów – Trzaskowski 31,36, a Nawrocki 29,54 procent głosów. Rozstrzygną oni między sobą walkę wyborczą w drugiej turze. Mamy przekonanie, że będzie to najważniejsze dla losów państwa polskiego starcie polityczne po 1989 roku, kiedy to weszliśmy do rodziny wolnych ludzi. Formalnie, bo mentalnie większość mieszkańców południowo – wschodniego polskiego Zapłocia, nadal stroni od wolnego świata, okazując to w kolejnych wyborach. Kaczyński wybrał im Nawrockiego, jako autentycznego przedstawiciela ich wschodniej cywilizacji. Głosowanie na Trzaskowskiego uważają oni, jako podporządkowanie się Berlinowi. Cóż, głupota nie boli, ale kosztuje. Prezydent, którego wybierzemy będzie stał nie tylko na straży suwerenności i bezpieczeństwa państwa, ale co równie ważne, będzie realizował wskazany przez nas, wyborców, kierunek rozwoju Polski.
Śląska obojętność
Zwycięstwo wyborcze Trzaskowskiego, to kontynuacja proeuropejskiej i demokratycznej polityki rządu Tuska. Skutki jego wyboru są przewidywalne i dają możliwość utrzymania rozwoju gospodarczego Polski i będą prowadzić do zapewnienia pokoju w kraju. Wybór Nawrockiego, popieranego również przez Solidarność i „Częstochowę”, to zagrożenie dla obecności Polski w UE i radykalna konfrontacja z Niemcami, naszym najważniejszym partnerem gospodarczym i po części politycznym. Panuje przekonanie, że wybory wygrywa się w Końskich (Kielecczyzna), a nam się marzy żeby były wygrywane na wielomilionowym Górnym Śląsku. Jednak na razie, nasze marzenie jest nierealne, bo Ślązacy nadal są dupowaci (K. Kutz) w tym znaczeniu, że coraz mniej dbają o swoją kulturę, nie uczestniczą w wyborach i nie interesują się polityką, zostawiając ją gorolom. Konformizm Ślązaków z biegiem czasu nabył cech obojętności. Nam, starym Ślązakom trudno się z tym pogodzić. Widzimy, że kultura śląska jest w odwrocie, bo pokolenie 60+ zaczyna naturalnie zanikać, a młodzi Ślązacy zbyt łatwo poddali się procesowi asymilacji, wspieranej przez państwo polskie. Naszym zdaniem, w ramach powyborczego, politycznego resetu, Polska powinno całkowicie zmienić swoje podejście do Ślązaków. Powinna pogodzić się z ich odrębnym pochodzeniem, kulturą oraz językiem i po 80-ciu latach kulturowego zniewolenia uznać wreszcie Ślązaków za mniejszość etniczną. Nie da się jednak tego dokonać bez naszego aktywnego udziału w tym procesie. Na początek, po pierwsze, musimy obowiązkowo wziąć udział 1. czerwca w drugiej turze wyborów prezydenckich, a nie tak, jak w minionych wyborach udawać, że to nie nasza śląska sprawa. Jesteśmy rozczarowani najniższą frekwencją wyborczą w województwie opolskim. Po drugie, musimy poprzeć kandydata, który nie jest polskim nacjonalistą i rozumie także śląskie sprawy. Jest nim Rafał Trzaskowski, który mamy nadzieję, nie zawiedzie. Zależy to jednak również od naszej aktywności politycznej.
Gerhard Bartodziej Bernhard Soika