Herbatka z hrabią Gaschinem z Żyrowej 

Opowieść z czasów, gdy ziemia miała głos, a sumienie – cenę wyższą niż tron.

Było to jedno z tych popołudni, które nie należą do żadnej epoki. Gdy w starych pałacach czas chowa się w ciszy portierni, a pora herbaty trwa wiecznie wśród zapachu drewna, skóry i chłodnego światła zachodzącego słońca.

Wtedy właśnie, wśród półcieni marmurów i porzuconych książek z herbami rodów, których nie ma już w księgach żywych, spotkałem hrabiego Leopolda Amanda von Gaschin. Ubrany w ciemny surdut, z sygnetem starej linii na palcu i spojrzeniem, które jakby przeszło przez więcej niż jedno stulecie – czekał na mnie, jakby ta rozmowa miała się odbyć od zawsze.

Ród z kamienia, modlitwy i krwi

– Nie jestem bohaterem – jestem ostatnim strażnikiem – powiedział z cichą dumą, kiedy usiedliśmy przy mahoniowym stole. Głos miał szlachetny, ale nie dumny. Mówił o rzeczach, które przerastają ludzi: o rodzie, dziedzictwie i honorze.

Dalszŏ tajla artykułu niżyj

Opowiedział mi o Melchiorze Ferdynandzie von Gaschin, który w dobie wojny trzydziestoletniej pozostał wierny cesarzowi i świętej wierze. O tym, jak na śląskiej ziemi, w cieniu wzgórz opolskich, wznieśli pałac w Żyrowej – nie jako fortecę, lecz jako świątynię porządku, sztuki i ładu. A potem o tym, jak na Górze św. Anny jego ród zbudował klasztor – nie jako znak potęgi, lecz ofiarę ducha.

Gaschinowie nie byli możni – byli zakorzenieni.

Dej pozōr tyż:  „Wu mei Schlä'sch herha…” - Pieśń z głębi Śląska. Opowieść o Maxie Heinzelu

Cień króla

Ale przyszła epoka królów, którzy liczyli dusze jak monety. Król Prus, władca surowy i beznamiętny, zapragnął góry – tej samej, którą Gaschinowie podarowali zakonnikom. Góra św. Anny miała przejść pod władzę państwa, klasztor miał być wygaszony, a modlitwa – zastąpiona urzędem.

– Wtedy wystąpiłem – powiedział hrabia cicho, jakby wypowiadał sakrament. – Stanąłem przed sądem. Przeciw królowi.

Wiedział, że nie wygra. Ale wiedział też, że nie wolno mu milczeć. Bo ziemia bez sumienia staje się tylko towarem. A Góra była dla niego czymś więcej – była sercem Śląska, dziedzictwem przekazanym przez pokolenia. Nie mogła być przedmiotem kupna ani dekretu.

Proces trwał długo, ale zakończył się tak, jak kończy się wiele walk szlachetnych – porażką w świetle prawa, zwycięstwem w świetle historii.

Pruski sąd odebrał hrabiemu nie tylko Górę. Odebrał i Żyrową – pałac, w którym urodziło się sześć pokoleń Gaschinów. Odebrał mury, portrety, zegary bijące od czasów Marii Teresy.

Został wygnańcem – nie z państwa, lecz z własnego dziedzictwa.

Srebro, którego nie da się zważyć

Hrabia uśmiechnął się, gdy zapytałem, czy nigdy nie żałował.

– Szlachta to nie majątek. Szlachta to służba. Jeśli nie służysz – jesteś tylko właścicielem ziemi. A ziemię można odebrać. Godności – nie.

Później, przy dogasającym ogniu, wspomniał legendę, którą przekazał mu ojciec. Że w Żyrowej, w jednym z zamurowanych lochów starego zamku, ukryto srebro tak cenne, że mogłoby wykupić nie tylko cały majątek, ale i samą Górę św. Anny.

Dej pozōr tyż:  Wrocławska wojna piwna

Ale nie szukał go nigdy.

– Bo nie tędy prowadzi droga. Naszym skarbem był zawsze pokój sumienia.

Wanda, Donnersmarck i cisza

Mówił o wnuczce Wandzie – pięknej i odważnej – która poślubiła hrabiego Hugo II Henckel von Donnersmarcka. Łączyła dwa światy – schyłek Gaschinów i imperium Donnersmarcków. O synu wspomniał tylko raz, bez imienia – z dystansem, jakby linia krwi nie gwarantowała ciągłości duszy.

Odejście

Gdy podniósł się z krzesła i spojrzał przez wysokie okno na ciche wzgórza, zegar w salonie zatrzymał się na ułamek sekundy. Czas – ten nieprzyjaciel i towarzysz – jakby chciał oddać mu jeszcze chwilę.

Hrabia Leopold Amand von Gaschin, ten, który stanął samotnie przeciw królowi, ten, który utracił wszystko, by pozostać wierny jednej górze, jednemu klasztorowi i jednemu sumieniu – odszedł powoli, bez słów pożegnania.

Ale nie zniknął.

Bo takich ludzi się nie zapomina. Oni wracają – w szumie starych drzew, w ciszy murów klasztornych, w legendzie o srebrze ukrytym w sercu Śląska.

A może i dziś, jeśli wsłuchasz się dobrze – usłyszysz w Żyrowej cichy krok. I zapach herbaty, której już nikt nie parzy.

Bo może hrabia wciąż czeka.

By raz jeszcze opowiedzieć, czym jest ziemia, która ma duszę.

Maciej MiSchok 

Społym budujymy nowo ślōnsko kultura. Je żeś z nami? Spōmōż Wachtyrza

Ôstŏw ôdpowiydź

Twoja adresa email niy bydzie ôpublikowanŏ. Wymŏgane pola sōm ôznŏczōne *

Jakeście sam sōm, to mōmy małõ prośbã. Budujymy plac, co mŏ reszpekt do Ślōnska, naszyj mŏwy i naszyj kultury. Chcymy nim prōmować to niymaterialne bogajstwo nŏs i naszyj ziymie, ale to biere czas i siyły.

Mōgliby my zawrzić artykuły i dŏwać płatny dostymp, ale kultura powinna być darmowŏ do wszyjskich. Wierzymy w to, iże nasze wejzdrzynie może być tyż Waszym wejzdrzyniym i niy chcymy kŏzać Wōm za to płacić.

Ale mōgymy poprosić. Wachtyrz je za darmo, ale jak podobajōm Wōm sie nasze teksty, jak chcecie, żeby było ich wiyncyj i wiyncyj, to pōmyślcie ô finansowym spōmożyniu serwisu. Z Waszōm pōmocōm bydymy mōgli bez przikłŏd:

  • pisać wiyncyj tekstōw
  • ôbsztalować teksty u autorōw
  • rychtować relacyje ze zdarzyń w terynie
  • kupić profesjōnalny sprzynt do nagrowaniŏ wideo

Piyńć złotych, dziesiyńć abo piyńćdziesiōnt, to je jedno. Bydymy tak samo wdziynczni za spiyranie naszego serwisu. Nawet nojmyńszŏ kwota pōmoże, a dyć przekŏzanie jij to ino chwila. Dziynkujymy.

Spōmōż Wachtyrza