Mamy być z czego dumni, albo…?

Przeglądając kilkusetletnie księgi parafialne czasami można natknąć się na następujący wpis: narzeczony z Polski ale znaturalizowany (aus Polen aber naturalisiert)…

Abstrahując od zamieszania (delikatnie mówiąc) jakie tego typu zapis wprowadza w do tej pory „czystoślonskie” drzewo genealogiczne tego czy innego „stuprocyntowego Ślonzoka”, zastanawia sam fakt jego zasadności. Okazuje się bowiem, że dla farorza jakiejś górnośląskiej parafii miejsce urodzenia nowego parafianina nie było bez znaczenia. Więcej nawet. O ile stosunkowo częste wpisy (zazwyczaj w księgach z wieku XVIII) określające  młodożeńca jako „kolonistę” pozostają bez komentarza, tu uważa się za celowe podkreślić fakt „naturalizacji” przybysza. Klartext: już nie Polak ale jeszcze nie prawdziwy Górnoślązak. W przypadku kolonisty miejsce urodzenia nie miało znaczenia, zazwyczaj przybywał na Górny Śląsk gdzieś z głębi pruskiego Królestwa. Nigdy też nie spotkałem informacji o stopniu jego naturalizacji. Zakładano milcząco, że przybywa z tego samego kręgu kulturowego, w końcu również z tego samego państwa. W przypadku przybyszów ze wschodu sprawa miała się inaczej.

Można zastanawiać się ile w tym wszystkim dbałości o szczegółowe podanie danych osobowych przybysza a ile pospolitej pychy? No właśnie, pychy czy po prostu umotywowanej faktami dumy?

Dalszŏ tajla artykułu niżyj

W roku 1869 polski etnograf Lucyan Malinowski, z pewnością nie darzący Prus szczególną sympatią, opisuje w „Listach z Podroży Etnograficznej po Szląsku” pogardę z jaka ówcześni Górnoślązacy patrzeli na swych polskich „pobratymców”. Źródeł dopatrywał w przepaści cywilizacyjnej jaką dostrzegał pomiędzy wsią polską a pruską. Bolało go, że „przezwisko Polaka dawane jest z intencyją obrażenia i uznane jest sądownie za obelgę”. Malinowski pisał miedzy innymi: „ to że miano Polaka używa w tych okolicach tak złej opinii, ma to pochodzić stąd, że z pogranicznych wsi Królestwa chronią się tu wszelkiego rodzaju włóczęgi, których władza chwyta, najczęściej na gorącym uczynku i z odpowiednim świadectwem odstawia do granicy. Ztąd termin „złodziejski adest”. Dlaczego chłopi szląscy sąsiadujący z Królestwem wyrzekają się swoich współplemieńców zza kordonu i nie chcą mieć z niemi nic wspólnego – zrozumie ten tylko, kto na miejscu przyjrzy się różnicy bytu jednych i drugich.  Piekary leżą nad sama granicą, niewielka łączkę przecina strumyk, stanowiący właśnie granicę. O parę kroków leży wioska Kamień. Rozwalone obszarpane chaty, źle uprawne pola, nędzne twarze mieszkańców, wszystko to stanowi rażący kontrast z bogatemi osadami, z zamożnością i dobrobytem Górno – Szlązaków”.

Dej pozōr tyż:  Henryk Herud (1895–1955) – człowiek Załęża

W podobnym tonie wypowiada się pol wieku później przed plebiscytowy propagator Zdzisław Zdziarski w swej książeczce „Wrażenia z Górnego Śląska”. Zaklina on swych rodaków na wszystkie świętości  by dołożyli wszelkich starań o pozyskanie tego regionu dla przyszłego państwa, pisząc miedzy innymi: „Ślązak dumny jest i czuje swą siłę. Teraźniejszy targ o Śląsk pouczył do, że jest rzeczą cenną, to też lubi się chełpić. Ale, mówiąc nawiasem, ma z czego, i doprawdy ze w przyszłej Polsce będzie on częścią narodu najbardziej uświadomioną, najbardziej zorganizowaną.”

Zdziarski, podobnie jak Malinowski w żadnym przypadku germanofil, opisuje górnośląskie wioski z podziwem a zarazem wyczuwalną zazdrością: „A urządzenia tam takie ze wstyd bierze patrzeć i jednocześnie myśleć jak gospodarzą nasze wioski. (…) Szkolnictwo! Doprawdy pod tym względem urządzenia tamtejsze są niedoścignione! (…) Dzieci śląskie to nasze dzieci z inteligencji, grzeczne, czyste, odpowiednio wychowane…”.

Czyli, wracając do postawionego wcześniej pytania, jednak nie nasza (domniemana) górnośląska  pycha ale uzasadniona duma?

Tu pojawia się następne pytanie: jeśli faktycznie tak było, to co się z tą naszą dumą pol wieku po wydaniu książeczki Zdziarskiego porobiło? Jak mogło się zdarzyć, ze kilkadziesiąt lat przebywania pod polską administracją, zaledwie dwie generacje,  nie tylko pozbawiło nas wcześniejszej dumy ale wręcz sprowokowało do poczucia wstydu?

Dlaczego zaczęliśmy się wstydzić własnego języka, własnej tradycji, własnej kultury? Dlaczego olbrzymia większość Górnoślązaków (no cóż, często z wyrachowania) „zapomniała” o własnych korzeniach i z poddańczą gorliwością podporządkowała się narzuconym nam normom i wzorcom? Z gruntu nam obcym, częstokroć wręcz niezrozumiałym?

Dej pozōr tyż:  Wspomnienie o Stanisławie Firszcie (1955–2025)

W Berliner Volksblatt 3 stycznia 1888 roku ukazał się tekst pod tytułem „Wydalenie do Polski”. Opowiada o przypadku który wydarzył się Tychach (Tichau Kreis Pleß): „W tych dniach mieszkający w Tychach na Górnym Śląsku robotnik Matthäus Komras otrzymał razem ze swą zoną i 12 letnim synem nakaz natychmiastowego opuszczenia terytorium Prus. Komras, urodzony w rosyjskiej Polsce (Russisch Polen) jako podrostek przybył na teren Prus i do tej pory uczciwie troszczył się o byt swój i swej rodziny. Nakaz wydalenia poza granice Prus był dla niego kompletnym zaskoczeniem. Jak się okazało, zadenuncjował go kolega z pracy (fuj!). Miejscowy urząd z własnej inicjatywy wystąpił do pszczyńskiego starosty z prośbą o humanitarne potraktowanie przypadku Komrasa i przełożenie nakazu wydalenia przynajmniej do wiosny. Prośba ta jest jak na razie rozpatrywana”.

Nie wiadomo jakie były dalsze losy biednego Komrasa ale tego typu przypadki zdarzają się także dziś. Każdego dnia w wielu miejscach na swiecie tysiące ludzi opuszcza swe strony rodzinne w poszukiwaniu lepszego losu.

Ludzie uciekają od biedy, od braku jakichkolwiek perspektyw, od powszechnego marazmu i chaosu. Uciekają do Ziemi Obiecanej.

Co się stało z dumą naszych przodków? W końcu niby nic się nie zmieniło. Nasz Hajmat jeszcze w polowie XX wieku był dla setek tysięcy Polaków ową Ziemią Obiecaną.

Ale wtedy Górny Śląsk był już jedynie jakimś tam kawałkiem Polski. Nowoprzybyli nie zaakceptowali naszej odrębności.

Dej pozōr tyż:  Ożywienie We Ślōnsku

Nie było takiej potrzeby jako że i my sami od owej odrębności uciekliśmy.

Gdzie podziała się nasza duma?

Społym budujymy nowo ślōnsko kultura. Je żeś z nami? Spōmōż Wachtyrza

Peter Wiescholek – większą część życia w rozdwojeniu: fizycznie od 35 lat poza hajmatym, mentalnie zaś w jego pruskim okresie…

Śledź autora:

Jedyn kōmyntŏrz ô „Mamy być z czego dumni, albo…?

  • 13 lutego 2024 ô 15:50
    Permalink

    Artykuł w punkt! Niestety wyglōndŏ to od lot, co jedynōm ambicyjōm mocki Ślōnzŏkōw je co by sia a dziecka dobrze spolōnizować abo zgermanizować czy zczechozować. Zero jakiś godności a samoświadōmości kulturowej…

    Ôdpowiydz

Ôstŏw ôdpowiydź

Twoja adresa email niy bydzie ôpublikowanŏ. Wymŏgane pola sōm ôznŏczōne *

Jakeście sam sōm, to mōmy małõ prośbã. Budujymy plac, co mŏ reszpekt do Ślōnska, naszyj mŏwy i naszyj kultury. Chcymy nim prōmować to niymaterialne bogajstwo nŏs i naszyj ziymie, ale to biere czas i siyły.

Mōgliby my zawrzić artykuły i dŏwać płatny dostymp, ale kultura powinna być darmowŏ do wszyjskich. Wierzymy w to, iże nasze wejzdrzynie może być tyż Waszym wejzdrzyniym i niy chcymy kŏzać Wōm za to płacić.

Ale mōgymy poprosić. Wachtyrz je za darmo, ale jak podobajōm Wōm sie nasze teksty, jak chcecie, żeby było ich wiyncyj i wiyncyj, to pōmyślcie ô finansowym spōmożyniu serwisu. Z Waszōm pōmocōm bydymy mōgli bez przikłŏd:

  • pisać wiyncyj tekstōw
  • ôbsztalować teksty u autorōw
  • rychtować relacyje ze zdarzyń w terynie
  • kupić profesjōnalny sprzynt do nagrowaniŏ wideo

Piyńć złotych, dziesiyńć abo piyńćdziesiōnt, to je jedno. Bydymy tak samo wdziynczni za spiyranie naszego serwisu. Nawet nojmyńszŏ kwota pōmoże, a dyć przekŏzanie jij to ino chwila. Dziynkujymy.

Spōmōż Wachtyrza