Plecionka Gintra Pierończyka
Aleksander Lubina
Plecionka Gintra Pierończyka
Opolskie ma Helenę Buchner, Ziemia Hulczyńska Annę Malcharkovą i Evę Tvrdą, a Katowice, a szczególnie Załęże ma GINTRA PIEROŃCZYKA!
Tak w Plecionce pisze Ginter Pierończyk:
“Tytułowa plecionka symbolizuje Górny Śląsk. Jej miąższ, niczym skarby śląskiej ziemi, niczym prawe serca starzyków i starek, opōw i omōw, ukrywa się głęboko pod twardą skórką. Kiedy skruszysz twardą skórkę, to dotrzesz do ciepłego i delikatnego wnętrza.
Plecionka to zapach i smak szczęśliwego dzieciństwa. To wieczność i przemijanie.
Akcja Plecionki rozpoczyna się w XIX-wiecznym Załężu – wówczas samodzielnej gminie, a obecnie jednej z najstarszych dzielnic Katowic. Po drodze „plecionka” rozpada się na dwie części, z których jedna przypada Polsce, a druga Niemcom. Jakimś cudem znikają wówczas Górnoślązacy; w części polskiej są sami Polacy, a w niemieckiej – Niemcy.”
Plecionka – wstęp
Bardzo lubiłem spotkania z przyjaciółmi w malowniczej kawiarence, znajdującej się w jednej z najstarszych, załęskich kamienic przy ul. Gliwickiej 57. Pyszna kawa i smakowite ciasta stanowiły wspaniałe dopełnienie niezwykłego klimatu tego miejsca. Spoglądając przez okno kawiarenki na pokaźny budynek IMAX-u, oczyma wyobraźni widziałem dawny Dom Kultury huty Baildon otoczony parkiem porośniętym wielowiekowymi dębami, kasztanami oraz zabójczo pachnącymi akacjami; widziałem również boisko piłkarskie, na którym jako zawodnik 06 Kleofas, często grałem przeciw piłkarzom Baildonu.
Z okna kawiarni widziałem również senne skrzyżowanie ul. Gliwickiej z ul. Żelazną, w niczym nieprzypominające tego dawnego, kiedy z tramwajów wysypywały się tłumy ludzi podążając w kierunku tętniącej życiem huty Baildon. To wszystko było tak niedawno…
Od tego czasu Załęże zmieniło się nie do poznania, jedynie stare kamienice przy ul. Gliwickiej i betonowy krzyż przy ul. Pośpiecha pamiętają jeszcze grünfeldowski Gasthaus i Christus Platz – po przeciwnej stronie ulicy.
Patrząc na to wszystko, zastanawiam się co w tym miejscu mógł zobaczyć pradziad Franz Sobczyk junior, który w 1875 r. wkraczał do Załęża od strony Katowic.
W oczy musiał mu się rzucić potężny Gasthaus Grünfeld – dziś widoczny jedynie na starych pocztówkach z końca XIX wieku? Resztę można prześledzić na mapach z tego okresu. Dzisiejsza ul. Gliwicka zwana wówczas Dorfwegiem, była wiejską drogą biegnącą przez całe Załęże, składające się ze wsi i dóbr ziemskich, ciągnących się na zachód od załęskiego Dworu, aż po granicę z Wielkimi Hajdukami (dziś Chorzów – Batory).
Z Dworu wychodzą dwie drogi:
– jedna prowadziła wzdłuż Danzingerstraße (dziś ul. Bocheńskiego) pod wiadukt i dalej na Załęską Hałdę
– druga biegła wzdłuż Dorfstraße (dziś ul. Gliwicka) do późniejszej Bergmanstraße (dziś ul. Wiśniowa), po czym skręca na południe i po przejściu pod wiaduktem prowadziła do folwarku na Obrokach. Mniej więcej w połowie Dorfstraße, na południe od niej odchodzi Alte Straße (dziś ul. Jana Kupca) prowadząc do pól leżących w południowej części Załęża. W 1848 r. w Załężu wybudowano kolej, Alte Straße została odcięła od pól i stracił na swojej wartości. O jej dawnej świetności świadczą jedynie gęste zabudowania zwieńczone w końcowym odcinku okazałymi zabudowaniami Tomeckich będących wówczas jednymi z największych, załęskich gospodarzy….
Mógłbym tak marzyć w nieskończoność, jednak trzeba wrócić do teraźniejszości i opowiedzieć w Plecionce dzieje wybranych załężanek i załężan.”
Ginter Pierończyk siedzi i wspomina etablissement Grünfelda, gdzie 20 lat po przybyciu Franza Sobczyka załęski piekarz Zeflik Janja świętuje zawieszenie wiech w swoich 10 katowickich kamienicach, co opisał Arnold Ulitz w swej katowickiej powieści Arnold Ulitz.
O ulicy Gliwickiej Ulitz pisze tak:
„Droga nie była zła. Szło się Grundmannstraße między eleganckimi sklepami, przez plac i wchodziło się do wsi Zalenze. Jedynie zapora przeciwpożarowa oddzielała pierwszy dom w Zalenzu od ostatniej kamienicy w mieście Kattowitz. Już z daleka widać było szykowny szyld Janji ze złotych liter na tle czarnego szkła. Ale jeżeli ktoś zadrzemał, mógł tak truchtać godzinami między domami, wzdłuż długich płotów, które wierciły w nosie wonią karboliny, za którymi kuźnia, walcownia, odlewnia wydawały swoje cudowne i straszne odgłosy: syki, gwizdy, wycie, grzechotanie, stukanie, bolesne krzyki wrzącego metalu i wyraźne dzwonienie żelaza. Szło się między oparami, wyziewami i dymem. Zawsze tą samą ciągnącą się kilometrami drogą, czasem wśród otwartych pól, ale ciągle tą samą drogą, która od czasu do czasu zmieniała nazwę, ponieważ przekraczała granice kolejnej miejscowości. Była właściwie główną ulicą jednego wielkiego miasta, która wszędzie zasługiwała na tę samą nazwę: Praca.”
Górnośląska tradycja to praca. Czytanie jest pracą.
Książka żyje, kiedy się o niej rozmawia po przeczytaniu.
Kupujcie książki, czytajcie i szanujcie pracę w niej zainwestowane.
O Wielkim Janji i załęskiej Plecionce poczytajcie na:
https://www.facebook.com/profile.php?id=100090672801238
Plecionkę kupicie tu:
https://www.silesiaprogress.com/pl/p/Ginter-Pieronczyk-Plecionka/1285