Biblioteka nocą: Ciurlok. Perygynator
Moja Biblioteka niczym ascetyczny mnich wykuty w pracowni modernisty minimalisty, wyłania się z ciemności nocy w formie antracytowego megalitu, stojąc naprzeciw średniowiecznej baszty obronnej, która jak wszyscy wiemy, była nadszybiem szybu Andrzej – kopalni “Błogosławieństwo Boże”, a w zasadzie kopalni “Gottessegen”. Baszta swoją formą wytycza kierunek myślom kumulującym się w tym miejscu. Jest jak studnia wydrążona w górze, z głębi której czuć ożywczą obecność wody oraz tajemnicze tchnienie średniowiecza. Albowiem górnictwo na tych ziemiach sięga głęboko i choć obecnie najwyraźniej się pogubiło, jest jak stempel sygnujący dobrą robotę. Dlatego też wpatruję się w nocy w tę stronę, zawsze kiedy idę do moich śląskich książek.
Szczególnie dzisiaj wpatruję się dłużej. Bo trzeba mi sił. I skupienia. I pochylenia. I cierpliwości oczywiście. Bo wybieram się za Perygrynatorem historycznym, acz na szczęście nie będącym historykiem, w podróż, a jakże, historyczną. Która zawsze była ponad moje siły. Bo na samą myśl tej podróży, czułem się zawsze jak słynny miś ze swoim małym rozumkiem. Bezradny. Zatem cóż. Sięgam po dwa tomy. Niebieski – “Ich książęce wysokości. Część górnośląska” (dwa wydania) i żółty – “Ich książęce wysokości część dolnośląska” autorstwa Jerzego Ciurloka. Obie książki wydało z pietyzmem wydawnictwo Silesia Progress, gdzie tekst autorski został uzupełniony ilustracjami pochodzącymi z zasobów kolekcjonerskich autora książki (sic itur ad astra!), bogatą bibliografią, drzewkami genealogicznymi i przedmowami: Leszka Jodlińskiego (część pierwsza) i Jerzego Gorzelika (część druga).
Jak pisze autor: „Książka ta powstała z mojej ogromnej miłości do śląskiej ziemi i jej historii…”. Przyznam szczerze. Nie inaczej mogła powstać. Historia Piastów śląskich, która zaczyna się od Władysława Wygnańca, dla zwykłego zjadacza chleba jest nad wyraz zmultiplikowana. Wielość postaci historycznych, nieczęsto noszących te same miano dla historyków niemediawistów stanowią wyzwanie, a cóż dopiero dla osób, które specjalistami w zawiłościach dynastycznych Śląska są miernymi.
Zatem przebijam się za wybornym Perygrynatorem historycznym, którym okazuje się Jerzy Ciurlok. Czuję się trochę – a przynajmniej tak mi się wydaje – jak górnik drążący tunele w węglu, którym w tym konkretnym przypadku jest zawiłość śląskiej linii dynastycznej Piastów, kroczący za Skarbnikiem. Który niesie oświetlające światło zrozumienia, ale który też nie zwalnia tempa, nie dając czasu na oddech.
Wprowadzona systematyka przez autora z podziałem na księstwa, które pojawiały się i znikały, w oczywisty sposób pomaga. Swobodny język narracji, co uzewnętrznia się choćby w tytułach rozdziałów (moje ulubione: “Nie pójdę pieszo do piekła”, “Ostatni gasi światło”, “Jan IV; zakochany w sobie z wzajemnością”) w oczywisty sposób pomaga. Komentarz odautorski momentami recenzujący dokonania poszczególnych śląskich książąt, a przez to upodmiotujących czytelnikowi postacie historyczne w oczywisty sposób pomaga (acz nie zawsze trzeba się zgadzać się z autorem). Zamieszczenie tablic genealogicznych w oczywisty pomaga, jakkolwiek umiejętność czytania nut – w tym przypadku “drzewek genealogicznych”, w znaczący sposób ułatwia rozwikłanie zawikłania. Ale na szczęście przestrzeń wiedzy nie zajmuje do końca wszystkiego, zostawiając czytelnikowi pola tajemnicy.
Oczywiście w swych wędrówkach historycznych Ciurlok nie poprzestaje tylko na opisie losów dynastycznych śląskich Piastów. Podział na rozdziały poświęcone księstwom przybliża czytelnikowi obszary nie zarządzane przez śląskich Piastów. Dla przykładu protoplastą dynastii książąt opawsko-raciborskich był Mikołaj I pochodzący z rodu Przemyślidów. Co ciekawe ostatnim władcą z tego rodu był bezdzietny książę Walentyn zwany Garbatym, który w roku 1521 z księciem opolskim Janem II Dobrym, również bezdzietnym, zawarł układ o przeżycie. Pierwszy z nich zmarł w roku 1521, a drugi 11 lat później, co doprowadziło do wygaśnięcia panowania obu królewskich rodów w swoich górnośląskich księstwach.
Szczególnym księstwem – jakże mi bliskim – było księstwo grodkowskie zwane nyskim. Twórcą – jak pisze autor Ich książęcych mości – był Henryk z Wierzbna, który „prawem kaduka” nieformalnie, metodą faktów dokonanych jako pierwszy z biskupów wrocławskich przyjął tytuł książęcy. W tym miejscu wypadało by przypomnieć, że to właśnie w okresie sprawowania funkcji biskupa wrocławskiego przez Henryka z Wierzbna powstał Registrum Vyasdense (pol. Rejestr Ujazdu), czyli wykaz posiadłości i dochodów biskupstwa wrocławskiego w archidiakonacie opolskim, będący częścią Liber fundationis episcopatus Vratislaviensis. W tymże to rejestrze po raz pierwszy pojawia się nazwa miejscowości, gdzie obecnie wznosi się biblioteka, w której nie tylko rozkoszuję się tajemnicami pozapisanymi w ukrytych tutaj księgach, ale też, tym szczególnym zapachem przyczajonym w labiryncie regałów, który co delikatniejszych czytelników doprowadza o zawrót głowy. Ach to miejsce! Ach ta historia!
Polecając uwadze ewentualnych czytelników oryginalne opracowanie Jerzego Ciurloka pozwolę sobie zacytować mały fragment pochodzący ze wstępu, autorstwa Leszka Jodlińskiego: “Mikrokosmos świata utkanego przez Jerzego Ciurloka rozpięty jest między Pragą, Wiedniem, czasami Krakowem, Berlinem i tym, co pomiędzy. Powracają pytania o to, czym jest Śląsk. Pomostem, narożnikiem (by odnieść się do słów błogosławionego ks. Emila Szramka)? Jak dalece Śląsk jest miejscem, które posiada własną, fascynującą historię? Autor to świetny erudyta, ale też po ludzku mądra osoba i wie, że nasze indywidualne odpowiedzi na pytanie o miejsce dziejów Śląska we współczesnej historii musimy znajdować samodzielnie.”
Właśnie.